Bomba - kosztowny "głupi żart"
Anonimowe telefony o podłożeniu ładunków wybuchowych nie zdarzają się codziennie. Jednak każdy taki telefon, często przez sprawców tłumaczony jako "głupi żart", uruchamia całą lawinę działań policji i innych służb zaangażowanych w zabezpieczenie miejsca rzekomego podłożenia ładunku. Kiedy żartownisiowi przychodzi zapłacić za taką akcję z reguły przestaje mu być do śmiechu.
Anonimowe telefony o podłożeniu ładunków wybuchowych nie zdarzają się codziennie. Jednak każdy taki telefon, często przez sprawców tłumaczony jako "głupi żart", uruchamia całą lawinę działań policji i innych służb zaangażowanych w zabezpieczenie miejsca rzekomego podłożenia ładunku. Kiedy żartownisiowi przychodzi zapłacić za taką akcję z reguły przestaje mu być do śmiechu.
Policja odnotowuje około 100 informacji o podłożeniu ładunku wybuchowego rocznie. Sprawcy telefonicznie informują o podłożeniu bomby w różnych obiektach, najczęściej w sądach szkołach czy nawet budynkach należących do policji. Każdorazowo taka informacja musi być sprawdzona. Na miejsce udają się służby, których zadaniem jest jej zweryfikowanie. Niejednokrotnie konieczna jest ewakuacja osób przebywających w budynku. Policjanci przeszukują dany obiekt, często wykorzystując psy służbowe, specjalnie szkolone do wykrywania materiałów wybuchowych. Po wykluczeniu obecności materiałów niebezpiecznych w obiekcie, zostaje on oddany do normalnego użytkowania.
Na tym jednak cała sprawa się nie kończy. Policyjni śledczy dążą do ustalenia sprawcy całego zamieszania. Przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii jest to możliwe. Przekonało się o tym w ubiegłym roku 31 sprawców fałszywych alarmów. Przeprowadzenie akcji przeszukania, zaangażowanie w nią ludzi i sprzętu generuje wysokie koszty. Tymi kosztami - niejednokrotnie rzędu tysięcy złotych - zostaje obciążony sprawca.